czwartek, 10 maja 2012

w hotelowych pokojach

"Do hotelu prawie nigdy nie trafiamy bez powodu - przygania nas tu praca, przygoda lub konieczność. Tutaj zawsze czujemy się jak dzieci - ktoś za nas decyduje, nic od nas nie zależy, chcielibyśmy tylko zostać nakarmieni, mieć wygodne łóżeczko - potrzebujemy czyjejś opieki i troski. Tak się składa, że w hotelach spędzam pół życia, mam już swoje przyzwyczajenia, przedmioty które zawsze ze sobą zabieram. Na przykład podręczny termoforek, jedwabną chustę, którą można przysłonić koszmarne malowidło na ścianie, zwykle naprzeciw łóżka, korki do uszu, oczywiście, i koniecznie elektryczny czajniczek. Ten jest tym bardziej potrzebny, im elegantszy jest hotel. Kiedyś w nocy w drogim hotelu w Nicei poczułam się nie najlepiej - zamówiłam więc do pokoju filiżankę herbaty. Po chwili wkroczył na biało ubrany wysoki Murzyn z wielką tacą - były na niej: pięć rodzajów herbaty, trzy rodzaje cukru, mleko, śmietanka, ciastka i róża w wazoniku. A kosztowało to tyle, ile średnia buteleczka francuskich perfum. Ten tekst piszę także w pokoju hotelowym - na korytarzu szumi odkurzacz. Za chwilę spakuję walizki. Bo najlepsze w hotelu jest to, że tek łatwo się z nim rozstać, łatwo go porzucić, aby wreszcie wrócić do domu".
/R. Ligocka - Księżyc nad Taorminą/

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz